Witam są wyniki konkursu .Miałam nadzieje że , więcej osób weżmie udział jest mi trochę smutno . Ale mam nadzieje że , więcej osób weżmie udział w głosowaniu . Głosujcie i wybierajcie najlepsze opowiadanie . Głosujcie w komentarzach . Jedna osoba jeden głos
Termin do 11 marca
Serdecznie zapraszam !!
Autor ; Blogerka 1978
Życie to jednak pisze różne scenariusze
~Jacek~
Jak to jest stracić najbliższe osoby? Koszmar, po prostu koszmar. Wiem o tym, bo sam to przeszedłem dwa miesiące temu. Raptem pół roku po ślubie z najcudowniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek znałem, zostałem wdowcem. Dlaczego? Wypadek. Wypadek samochodowy. Ola była w trzydziestym tygodniu ciąży. Oczekiwaliśmy córeczki. Przy jednych badaniach wyszło, że nasze dziecko będzie miało zespół Downa, a przy innych, że urodzi się bez jednej nóżki. Z początku nie mogliśmy się z tym wszystkim pogodzić, ale nigdy nie pomyśleliśmy o aborcji. Uznaliśmy po pewnym czasie, że tak powinno być i że kochamy naszą kruszynkę, bez względu na to, jaka będzie. To w końcu nasze dziecko. Owszem, pojawiły się lęki, co powiedzą znajomi, rodzina, ale gdy oświadczyliśmy to rodzicom usłyszeliśmy, że zawsze możemy na nich liczyć i będą kochać swoją wnuczkę, nie patrząc na to, jaka się urodzi. Nikt nie wspomniał o aborcji. Byliśmy z Olą im bardzo wdzięczni.
Kilka dni później wydarzył się wypadek. Ola wracała wraz ze swoim ojcem z badań kontrolnych. Ja nie mogłem wtedy być z Olą, bo był okres wakacji i część policjantów z naszej komendy, wyjechała z miasta. Nie mogłem więc pozwolić sobie na wolny dzień, żeby pojechać z Olą, dlatego zrobił to mój teściu. Nieobecność komendanta mniej paraliżowała pracę funkcjonariuszy niż nieobecność dyżurnego. I wtedy na służbie dostałem telefon od mojego kumpla z WRD.
***
-Jacek- odezwał się głos w słuchawce- Tutaj Sylwek z drogówki.
-Sylwek? Cześć, co tam u ciebie słychać- zapytałem na luzie, nie wiedząc, co mnie czeka jeszcze. Myślałem, że dzwoni w celach towarzyskich, jednak szybko mnie pozbawił złudnych nadziei.
-Ja nie dzwonię, żeby pogadać, tylko żeby ci coś przekazać. Numery DW 23867 należą do komendanta z miejskiej?
-No tak, to auto mojego teścia, ale czemu pytasz?- powiedziałem dość niepewnie.
-Jakby to…- zaciął się- Wysocki miał wypadek, jadąc z Olą. Oboje ponieśli śmierć na miejscu. Staraliśmy się jeszcze uratować waszą córkę, ale ona też zmarła- oznajmił, a ja usłyszawszy to, rzuciłem telefonem o ścianę. W moim gabinecie zjawiła się Emilka, która akurat przechodziła obok mojego pokoju.
-Jacek, wszystko w porządku?- zapytała. Ja się jeszcze bardziej wściekłem i rozwaliłem wszystkie papiery, leżące na biurku.
-Nic kurwa nie jest w porządku- wrzasnąłem i wyszedłem. Poszedłem się przebrać i wróciłem do domu, rzucając się na tapczan. Ryczałem jak dziecko. Ból był okropny. Straciłem żona, dziecko i teścia. Był to koszmar. Marzyłem, żeby to wszystko okazało się snem, a jednak to była okropna rzeczywistość.
Po kilku godzinach usłyszałem, jak ktoś próbuje się dobić do mojego mieszkania. Nie chciało mi się ruszyć, ale pukanie było co raz to mocniejsze. Wstałem z łóżka niechętnie i poszedłem otworzyć drzwi. Zobaczyłem tam Emilkę. Podobnie jak ja, miała czerwone oczy od płaczu, tylko trochę mniej.
-Cześć- powiedziała smutno- Jak się czujesz?
-A jak ma się czuć człowiek, który stracił rodzinę?!- wrzasnąłem. Byłem zdruzgotany i wściekłem się na nią, chociaż nie była niczemu winna, ale wtedy sądziłem inaczej.
-Ja wiem, że to trudne Jacek, dla mnie to też szok- moja koleżanka próbowała załagodzić, ale ja byłem bardzo zdruzgotany.
-Dla ciebie to szok? Mi się życie wali. Straciłem Olę i dziecko- wykrzyczałem- Wiesz co to znaczy? Nie mam dla kogo już żyć.
-Jacek, nie mów tak. Ola to moja przyjaciółka, myślisz, że mi to nie jest trudno?
-Daj mi spokój, chcę zostać sam. Zrozum to- powiedziałem już spokojniejszy.
-Właściwie to ja tu jestem, bo Sylwester mnie poprosił. Chciał, żebyś przyjechał do prosektorium- oznajmiła mi, a ja zsunąłem się po ścianie.
-Muszę? Nie możesz ty zidentyfikować ciał?- zapytałem z nadzieją, ale Emilia pokręciła przecząco głową.
-Myślisz, że nie chciałam ci oszczędzić tych widoków? Ale trafił się jakiś lekarz, który powiedział, że tylko rodzina i nawet fakt, że Sylwek potwierdzał tożsamość, to on chciał kogoś z rodziny.
-Naprawdę muszę?
-Tak, chodź. Zawiozę cię.
-Dzięki.
Ja się ogarnąłem i pojechaliśmy do szpitala, do prosektorium. Byłem zdruzgotany. Jeszcze jak zobaczyłem Olę na stole, przykrytą płachtą, wpadłem w jakąś furię. Zacząłem szarpać patologa, aż przyszła po mnie ochrona i wyprowadziła mnie siłą z prosektorium. Emilka widząc mój stan, postanowiła zabrać mnie do siebie. Byłem jej naprawdę wdzięczny, że się mną zajęła. Gdyby nie ona, popełniłbym wtedy samobójstwo. Chociaż i tak kilka razy próbowałem to robić, jednak Emilka i matka mnie pilnowały jak niemowlaka. Załatwiły mi nawet terapię. Po pogrzebie Oli, bardzo się zamknąłem w sobie, zrezygnowałem z pracy i nie wychodziłem z domu, chyba że Emilka przyjechała po mnie, żeby zabrać mnie do psychologa.
***
Od czasu wypadku minęło dwa miesiące. Zastanawiam się, jak to możliwe, że kompletnie nie sfiksowałem. Może to zasługa Oli i naszej córeczki? Nie wiem. Właśnie siedzę w kuchni i popijam kawę duszkiem. W drugiej dłoni trzymam zdjęcie mojej Oleńki, której już z nami nie ma. Jest taka szczęśliwa. Na tym zdjęciu jest w piątym miesiącu ciąży. Zrobiłem jej to zdjęcie, gdy byliśmy na spacerze nad Odrą. Już wtedy wiedzieliśmy, że spodziewamy się córeczki i że będzie ona chora oraz niepełnosprawna, ale i tak byliśmy zadowoleni, że doczekamy się potomstwa. Gdy tak przypomniałem sobie spacer, rozpłakałem się. Po jakimś czasie usłyszałem dzwonek, który wyrwał mnie z zamyślenia. Wstałem od stołu, żeby otworzyć drzwi. To była Emilka, która przyjechała po mnie, żeby zabrać mnie na terapię.
-Jesteś gotowy?- zapytała ożywionym głosem. Widać po niej było, że lepiej sobie radzi z tym, że Ola nie żyje, a przynajmniej nie okazywała tak tego. Była jedną z bliższych przyjaciółek mojej żony i ją również dotknęła śmierć Oli, ale nie tak jak mnie. Ona nie próbowała popełnić samobójstwa jak ja. Gdy trafiłem po raz trzeci do szpitala, lekarz już nawet nie spoglądał w papiery, bo było to co zwykle. Poza tym na pogotowie zadzwoniła ta sama osoba co za pierwszym i drugim razem. Emilka. Nie wiem sam czemu, ale nigdy nie odważyłem się wziąć tak dużej ilości tabletek i to na przykład w dzień, kiedy Emilka mnie nie odwiedza. Zawsze udawało się mnie uratować. Zastanawiałem się dlaczego. Jedyny pomysł jaki mi przyszedł do głowy, to to, że Ola z moją córeczką mi nie pozwalają do nich dołączyć.
Po kilkunastu minutach jesteśmy z Emilką pod ośrodkiem, gdzie przyjmuje mój terapeuta. Wysiadam z auta i kieruję się do budynku. Siadam na krześle przed gabinetem i zaraz potem wchodzę do środka. Wita mnie mój terapeuta i przechodzimy do sesji, która jest żmudna, a w żaden sposób mi nie pomaga, gdy gadamy o Oli i dziecku, no i teściu. To jeszcze bardziej przywołuje wspomnienia, niż gdybyśmy w ogóle o nich nie rozmawiali. Chciałem nawet przestać chodzić, ale Emilka z mamą i ojcem mnie zmuszają. Raz gdy Emilka nie mogła mnie zawieźć i miałem pójść sam, skończyło się tym, że nie poszedłem w ogóle i terapeuta zadzwonił do Emilii, a ona przyjechała i zrobiła mi awanturę. Od tej pory pilnowała mnie jak dziecko, które trzeba zawieźć do szkoły na zajęcia.
Terapia skończyła się tak jak zwykle po godzinie gadania. Wyszedłem z niej przybity jak za każdym razem. Emilia mnie zabrała do domu. Po przyjeździe zrobiłem to co zwykle. Wziąłem zdjęcie, na które patrzyłem się rano. Tak mi brakowało w domu Oli. Tego jej uśmiechu, śmiechu, wygłupiania się z nią. Brakowało mi także rozmów z nią. Pamiętam, że wieczór przed wypadkiem dyskutowaliśmy o imieniu. Ja chciałem Kasię, Ola z kolei chciała Anię. W końcu oboje w tym samym momencie powiedzieliśmy Małgosia. Zaczęliśmy się śmiać i oboje się zgodziliśmy na to imię.
Zaczynam sobie wyobrażać jak spacerujemy sobie z naszą córeczką po parku, jak stoimy w kościele przy chrzcielnicy, a mała jest ubrana na biało i ksiądz polewa jej głowę wodą święconą, ale to już się nie wydarzy. Nie ma Oli, nie ma Małgosi, a nawet mojego teścia, który tak się ucieszył na wieść o tym, że zostanie dziadkiem. No ale nie ma ich już i nikt ich nie przywróci do życia. Pora już się z tym pogodzić. Jednak mi nie jest łatwo.
Spoglądam na portret ślubny mój i Oli. Jesteśmy na nim oboje uśmiechnięci. Tak chciałbym teraz ją przytulić, pocałować, spojrzeć w te jej błękitne oczy. Wszystko mi zabrano.
***
Półtora roku później
Zastanawiam się jak śmierć bardzo zbliża ludzi. Od śmierci mojej żony, czas spędzałem głównie z Emilią. To ona była przy mnie w najtrudniejszych momentach mojego życia. W tym okresie była jedyną kobietą w moim życiu, poza moją matką. Pewnego razu Emilia zaproponowała mi wyjazd w góry. Stwierdziła, że muszę udać się na urlop. To był jakiś rok po wypadku. Był to czas, kiedy już zaczynałem godzić się z myślą, że Oli już nie ma. Postanowiłem wrócić do pracy. Nie było to dla mnie zbyt łatwe, bo wszystko mi o niej przypominało, ale wziąłem się w garść. Jakieś dwa miesiące później pojechaliśmy do Zakopanego. Było wtedy niezłe zamieszanie.
***
-Ale przecież rezerwowaliśmy dwa jednoosobowe pokoje- Emilia wydarła się na recepcjonistkę.
-Ale ja mam zapisane, że jeden dwuosobowy- odparła kobieta siedząca za biurkiem- Nie mamy już pojedynczych pokoi.
-Emilia, bierz te klucze i chodźmy- próbowałem ją uspokoić.
-Ale jak ty to sobie wyobrażasz?
-Zobaczymy w pokoju, a na razie chodź. Odpoczniemy po podróży- oznajmiłem. Ona niezadowolona wzięła klucze od kobiety i udaliśmy się do naszego pokoju. Mieliśmy nadzieję, że chociaż łóżka będą dwa oddzielne, ale gdy weszliśmy, ujrzeliśmy jedno duże łoże małżeńskie.
-To co? Ja na podłodze?- zaproponowała Emilia.
-No ty sobie chyba żartujesz. Nie wiem jeszcze, jak będziemy spali, ale może chodźmy się przespacerować?
-W recepcji mówiłeś, że chcesz odpoczywać.
-A na spacerze nie można odpocząć?
-No to może idź na basen, jak chcesz odpocząć aktywnie- zaproponowała mi Emilka- A ja w tym czasie się położę i poczytam książkę.
-Ja i tak wybiorę się na spacer- odparłem i wyszedłem z pokoju hotelowego. Udałem się na spacer. Szedłem miejscami, który już kiedyś zwiedzałem, ale było to jeszcze z Olą. Dwa tygodnie przed ślubem pojechaliśmy do Zakopanego.Byliśmy taką szczęśliwą parą. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że będę ojcem. W końcu dotarłem do miejsca, gdzie Ola przekazała mi tą wiadomość, że jest w ciąży. Byłem taki szczęśliwy, a to już ponad rok jak nie ma mojej córki i żony oraz teścia.
Posiedziałem chwilę na ławce, gdzie dowiedziałem się, że będę ojcem, a potem wróciłem do hotelu. Zastałem tam widok, tak jak wychodziłem, czyli Emilię leżącą z książką w ręku. Nie chciałem jej przeszkadzać, więc wyszedłem na balkon i zacząłem płakać. Po chwili usłyszałem zbliżające się kroki.
-Jacek, ty płaczesz?- zapytała Emilia i podeszła do mnie bliżej- Stało się coś?
-Gdy byłem na spacerze, przypomniałem sobie jak Ola mi powiedziała właśnie w Zakopanem, że będę ojcem.
-Jacek, nie płacz. To już rok. Może czas, żeby się pogodzić z tym- powiedziała i mnie przytuliła po przyjacielsku. Ja spojrzałem w jej brązowe oczy i szepnąłem “Dziękuję”. Gdy tak staliśmy wpatrzeni w siebie, zrozumiałem jedną rzecz. Jest to pierwsza kobieta, po śmierci Oli, którą pokochałem i może to uczucie nie jest takie samo jak do mojej żony to czułem, że może coś z tego wyjść. W końcu nasze twarze się do siebie zbliżyły i zaczęliśmy się całować, aż w końcu poszliśmy do łóżka.
***
I takim o to sposobem Emilia została moją dziewczyną. Potem jej się oświadczyłem. No i spodziewamy się dziecka. Po powrocie z gór okazało się, że Emilka jest w ciąży. Potem ślub, poród i w końcu zostaję ojcem małej Oleńki.
***
Pięć lat później
Stoję z moją obecną żoną nad grobem Oli. Oczywiście nie mojej córki, ale mojej pierwszej żony, córeczki Gosi, jej ojca i matki. Trzymam na rękach Oleńkę. Emilia z brzuchem ogarnia groby i zapala znicze. Spodziewamy się drugiego dziecka. Również dziewczynki. Już mamy nawet imię. Będzie to Małgorzata Joanna. Gosia po mojej córeczce, a Joanna po mamie Oli.
Gdy już chcemy odejść, nagle pada pytanie, którego nigdy z Emilką nie słyszeliśmy z ust naszej córki.
-Kto to jest?- pyta, wskazując na zdjęcie Oli. Ja kucam przy niej i zaczynam tłumaczyć.
-Widzisz, za nim ożeniłem się z twoją mamusią, miałem żonę Olę i to jest właśnie jej grób. A tutaj- wskazuje na grób Małgosi- pochowana jest twoja przyrodnia siostrzyczka Oleńko.
-A to?- wskazuje na groby Wysockich.
-To są rodzice Oli, a babcia i dziadek Małgosi.
-A ja mam dwie babcie i dwóch dziadków. Czemu ona ma tylko jednych?- dopytuje dalej. Kątem oka widzę jak Emilka się uśmiecha, a ja nie przestaje tłumaczyć.
-Bo druga babcia i drugi dziadek żyją. Są to moi rodzice, czyli babcia Bogusia i dziadek Bogdan.
-Nie rozumiem nic z tego- mówi zrezygnowana.
-Nie musisz, kiedyś zrozumiesz- odpowiadam i ją przytulam. Emilka dalej stoi uśmiechnięta. Nagle się wtrąca.
-Swoją drogą. Zastanawiam się, czy Ola nie jest przypadkowo zazdrosna.
-Ale która Ola?- pytam zaskoczony.
-No ta Ola- wskazuje na grób.
-Wiesz co, czasami sobie myślę, że to wszystko to ona zaplanowała, że jesteśmy razem- odparłem i pocałowałem moją małżonkę w policzek.
Autor ; Alicja
~Narrator~
Dawno, dawno temu chodź jednak nie tak dawno bo, 24 lata temu na świat przyszła mała dziewczynka. Gdy tylko wydała z siebie pierwszy krzyk było wiadomo że nie będzie jedną z milionów kobiet. Jej życie będzie kolorowe, nie będzie ciągle biało-czarne czy szare. Jej ojciec to znany w całym Wrocławiu policjant. Jest komendantem w komendzie głównej. Matka zaś to kobieta spokojna, delikatna. Gdy dowiedziała się o ciąży od razu zrezygnowała z pracy. Bała się że może się jej coś stać i nigdy nie urodzi wypragnionego dziecka.
Gdy 1 Czerwca urodziła się Aleksandra dla jej rodziców był to najpiękniejszy dzień w ich życiu.
Mała Aleksandra miała wszystko co było jej do życia potrzebne: zabawki, różowy pokój ,psa, kochających rodziców, cudowne przeszkolę do którego lubiła chodzić. Zawsze była lubiana ale także stanowcza. Gdy Ola poszła do 4 klasy szkoły podstawowej na jej dom zeszły czarne chmury. Jej matka zachorowała na raka. Aleksandra co dziennie po szkole odwiedzała matkę w szpitalu jednak ta pewnego dnia umarła. Odbył się pogrzeb, stypa. I mała Ola zrozumiała że już nigdy nie zobaczy matki którą tak bardzo kochała. Kilka miesięcy po tym tragicznym wydarzeniu mała Wysocka zaczęła się ciąć na początku jej rany nie były zbyt widoczne. Jednak po pewnym czasie pojawiały się kolejne bardziej i bardziej widoczne. Pewnego jesiennego ponurego dnia Aleksandra postanowiła raz na zawsze pozbawić siebie cierpienia. Nie widziała innego wyjścia. Chciała ponownie spotkać się z jej matką.
„Jedna żyletka ,jedno cięcie, jedna chwila, jedno życie”
Po kilku chwilach straciła przytomność gdyby nie jej ojciec który akurat wracał z pracy do domu mogła by już nie żyć. Szybko wykręcił numer 112. Karetka przyjechała po kilku chwilach. On w tym wcześniej opatrzył jej rany które zrobiła leżąca w kałuży krwi żyletka.
Trafiła na oddział psychiatryczny od razu po zszyciu ran. Jedna wizyta psychologa, druga, trzecia. Za każdym razem przychodził inny psychiatra. Ola z żadnym z nim nie chciała rozmawiać. Mówiła tylko ze zrobi to ponownie ale teraz upewni się że nikt nie wróci do domu. Mówiła też że już nigdy się nie uśmiechnie i że nie ufa lekarzą. Przez nieudaną operację jej matki. Lekarze mówili że doszło do powikłań. Jednak sekcja zwłok wstrząsnęła Olą gdyż okazało się że lekarze wszyli jej matce jakiś materiał. Lekarz który to zrobił stracił pracę ale Ola nie mogła się po tym pozbierać. Gdyby nie on jej matka żyła by ponieważ rak został całkowicie usunięty. Od tej pory Ola cierpi po stracie matki oraz boji się lekarzy.
Po kilku dniowej obserwacji Ola opuściła szpital. Ojciec kazał jej wyjechać do ciotki na wieś.
Po kilku dniach pobytu u siostry jej mamy Oli wróciły chęci do życia. Uświadomiła sobie że gdyby się zabiła jej ojciec nie wytrzymał by kolejnej śmierci.
„Kochać i tracić, pragnąć i żałować, padać boleśnie i znów się podnosić.
Oto jest życie, nic a jakże dosyć… „
Po 3 letnim pobycie u cioci Ola wróciła do Wrocławia, silniejsza.
Skończyła Gimnazjum, Liceum i poszła na studia polonistyczne. Gdy była u ciotki bardzo polubiła przedmiot: Polski oraz pisanie. Napisała dwie książki jednak ich nie wydała bo były zbyt osobiste. Po studiach postanowiła iść w ślady Ojca i wstąpić do policji.
Na krótko związała się z Szymonem Napierskim. Ich związek był raczej oschły, brak w nim było miłości i zrozumienia. Uczucia. Po kilku miesiącach Szymon poprosił Olę o przechowanie amfetaminy ta się nie zgodziła i z nim zerwała.
Kwiecień. Ola już od roku pracuje w policji. Na razie nie awansowała zbyt wysoko bo jest jedynie Posterunkową ale uczy się i zdobywa doświadczenie. Parę miesięcy temu na komendę doszedł Jacek Nowak. Aspirant. 27 letni blondyn o niebieskich jak ocean oczach. Uroczy szarmancki. Kilka razy zaprosił Ole do restauracji. Jednak Ola była ostrożna. On jej zachowanie odebrał jako brak deklaracji miłości i zrezygnował z walczenia o jej serce. Jednak Ola postanowiła to zmienić. Na początku było trudno ponieważ Ola nauczyła się ukrywać swoje uczucia. Jednak po wyznaniu miłości przez Jacka który postanowił w końcu wyjawić swoje uczucia, usunęły barierę ochronną Oli.
-Jacek ja też cię kocham, pokochałam cię od kiedy pierwszy raz cię ujrzałam. To było coś niesamowitego jakbym dostała strzałą Amora. Jednak moje serce było zamknięte dla innych.
Ola czuła się niesamowicie ma chłopaka który ją kocha, cudownego ojca i ciocię.
Jacek przybliżył się do Oli tak że ta czuła jego oddech i bicie jego serca. Nie wiedziała czy się przełamie zrobić to tak od razu. Jednak wiedziała że może Jacka tym urazić.
On pocałował ją namiętnie, powoli zsunął z jej ramienia bluzkę. Namiętnie zaczynając całować jej ciało koło obojczyku. Po czym wrócił do całowania jej ust. Wpijał się w nie niczym wampir, Delikatnie oderwał się od niej. Przejechał ręką wzdłuż szji zjeżdżając ku dekoltowi. Rozluźnił sznurki od sukienki. Poczym wrócił do całowania ust. Po kilku chwilach wziął ją na ręce i zaniósł do jej sypialni nie przerywając przy tym gorących pocałunków. Położył ją na łóżku a sam położył się na jednym boku. Obejmując ją. Zsunął po jej delikatnym ciele sukienkę. Miał teraz dostęp do wszystkich jej części ciała. Zaczął od całowania jej nóg kierując się ku górze. Czasem spotykał się ze skąpymi kawałkami materiału jednak szybko je ściągał. Przy kolejnych pocałunkach Ola coraz bardziej się relaksowała. Nie bała się już. Jej oddech stawał się coraz bardziej nierównomierny. Po paru minutach Jacek wrócił do jej ust (…)
Gdy Ojciec Oli dowiedział się o ich związku nie był zadowolony jednak szybko zmienił zadnie zauważając szczęście swojej jedynaczki.
Po kilku miesiącach Jacek postanowił nie czekać i oświadczyć się Oli. Zrobił to w Grecji, Przy świetle księżyca. Zakochani wyznaczyli datę ślubu na 22 września…
The end….
Alicja
Autor : żabka
Było po dwudziestej. Dziś miałem nocny dyżur. Siedziałem w swoim gabinecie, gdy niespodziewanie wpadł tam Mikołaj. Był strasznie zdenerwowany.
-A Ty co tu robisz?-spytałem.-Chyba już skończyłeś służbę.
-Tak...
-Coś się stało?
-No właśnie nie wiem.
-To znaczy?
-Przed chwilą zadzwoniła do mnie Olka.
-No i?
-Powiedziała, że muszę jej pomóc, i że jest...
-Gdzie jest?
-No nie wiem. Nie zdążyła powiedzieć. Usłyszałem tylko jakiś huk, a potem połączenie się urwało.
-Ale.. jaki huk?
-To chyba... to chyba był strzał..
Gdy to usłyszałem, serce mi stanęło. W mojej głowie rodziło się wiele myśli. Co jeśli coś jej się stało? Nie nie nie.. Nie mogę jej stracić. Może nie jesteśmy już razem, ale nie pozwolę, żeby coś jej się stało. Zależy mi na niej. Na pewno teraz potrzebuje pomocy. Trzeba działać. I to szybko!
-Yyy weź do niej jeszcze raz zadzwoń-zwróciłem się do aspiranta.
Mikołaj wykonał to, o co go poprosiłem.
-Brak sygnału-oznajmił po chwili.
-Jak to?
-Nie wiem.. może ma wyłączoną komórkę, albo rozładowaną...
-Cholera... co teraz?
-Trzeba ją namierzyć..
-Wiesz, że to nie będzie takie proste.
-No wiem.. ale trzeba spróbować..
-Dobra ja lecę do chłopaków... niech spróbują coś zrobić..-powiedziałem wychodząc z pokoju.
Szybkim krokiem szedłem do Kamila Kowalczyka, speca od cyberprzestępczości. Po drodze jednak natknąłem się na Wysockiego.
-Nowak? Co się dzieje? Gdzie tak pędzisz? Wyglądasz jak byś ducha zobaczył.
-Bo... Mikołaj przed chwilą przyszedł...
-No i co z tego?
-No i..... Ola...
-Co Ola??-zaczął się niepokoić.
-Ola do niego dzwoniła... powiedziała, że.... że potrzebuje pomocy, a potem.. połączenie się urwało...
-Jak to?? Ale...
Komendant patrzył na mnie z przerażeniem. Potem razem poszliśmy do Kowalczyka. Opowiedziałem mu wszystko w skrócie, a on od razu zajął się namierzaniem telefonu Oli. My zaś wróciliśmy do mojego gabinetu, gdzie czekał zdenerwowany Mikołaj.
Usiadłem za biurkiem i od razu usłyszałem głos w radiostacji. No cóż.. mimo wszystko musiałem nadal pracować. Starałem się skupić na pracy, ale to nie było takie proste. Mikołaj stał oparty o ścianę, a Wysocki nerwowo chodził po pokoju. To jeszcze bardziej mnie rozpraszało. Czas mijał.... Po kilku godzinach do gabinetu wszedł Kamil. Wszyscy się poderwaliśmy.
-I co?-zapytał Mikołaj.
-Ymm no niestety nie mam dobrych wieści. Telefon jest wyłączony. A skoro nie jest on aktywny, nie wysyła żadnego sygnału do stacji bazowej, przez co nie ma szans aby go zlokalizować.
-Czyli co? Nie jesteś w stanie nic zrobić?-spytałem niepewnym głosem.
-No.. wiesz Jacek jak to jest.... Ale może ona po prostu jest w domu..
Wszyscy spojrzeliśmy na Mikołaja.
-Nie... tam jej nie ma. Sprawdzałem...
Kowalczyk popatrzył na nas, bezradnie pokręcił głową i wyszedł. Po chwili Białach również wyszedł trzaskając drzwiami. Wysocki stał w bezruchu i patrzył na mnie. Wyglądał jakby miał zaraz zemdleć. Był cały blady. Po kilku minutach on również wyszedł. Przez okno widziałem jak odjeżdża samochodem spod komendy.
Służbę skończyłem o czwartej. Pojechałem do domu. Położyłem się, ale nie mogłem zasnąć. Ciągle myślałem o Oli. O ósmej znowu byłem na komendzie. Wszyscy siedzieli w pokoju odpraw i czekali na komendanta. Spojrzałem na Mikołaja. Mijała minuta za minutą, a Wysockiego ciągle nie było. Komenda jednak musi funkcjonować. Przydzieliłem patrolom rewiry i każdy ruszył w swoją stronę. Mikołaj został odsunięty od sprawy poszukiwania Oli. Wyruszył na patrol z Mieszkiem. Koło 14 zjechali na komendę. Przyszli do mnie do gabinetu. Zaczęliśmy rozmawiać. Chcieliśmy jakoś pomóc Oli, ale nie wiedzieliśmy już co mamy robić. Nagle do pokoju wszedł Kamil.
-Masz coś?-zapytałem.
-Nie.. nadal nic. A co z Wysockim?
-No co? Nic.. wpadł w depresję-powiedział Mikołaj.
-Cholera jasna-zacząłem się denerwować.-Dlaczego ona zawsze wpada w jakieś bagno!?
-Spokojnie.. znajdziemy ją...
-Idę się przewietrzyć, bo zaraz tu zagotuję.
Wyszedłem z gabinetu, zostawiając ich samych. Poszedłem na dwór. Przed komendą nikogo nie było. Pusto jak nigdy... zupełna cisza. Stałem przez dłuższą chwilę, gdy podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
-Możemy porozmawiać?-zapytał.
-O co chodzi?
-O co chodzi? Hmm jakby to powiedzieć...
Patrzyłem na niego tępym wzrokiem. Nie wiedziałem, co on może ode mnie chcieć. Myślałem, że może przyszedł coś zgłosić, ale on stał tylko i na mnie patrzył, jakby nie mógł się wysłowić.
-No bo..yyy-znowu zaczął.
W pewnej chwili poczułem ból. Odwróciłem się za siebie i ujrzałem dwóch mężczyzn z pałkami. Jeden uderzył mnie i upadłem na ziemię. Zaczęli mnie kopać. Potem mnie podnieśli i wrzucili do bagażnika jakiegoś samochodu. Jechaliśmy przez pewien czas. Nie wiem jak długo, bo na chwilę straciłem przytomność. Auto się zatrzymało, a drzwi bagażnika się otworzyły. Wyciągnęli mnie i zaprowadzili do jakiegoś mnieszkania. Weszliśmy do pokoju. Moim oczom ukazała się Beata. Patrzyłem na nią ze zdziwieniem. Potem przeszliśmy do innego pomieszczenia. Na podłodze siedziała Ola. Miała kajdanki na rękach. Siedziała oparta o ścianę. Była taka osłabiona. Kompletnie nie wiedziała co się wokół niej dzieje.
-Ola...-wydusiłem z siebie.
Spojrzała na mnie połprzytomnym wzrokiem. Jeden z mężczyzn popchnął mnie tak, że upadłem na kolana. Złapał mnie za ręce i przykuł kajdankami do jakiejś rulki nade mną.
***
-Cholera jasna! Musi być jakiś sposób!-krzyczałem.
-Uspokuj się Mikołaj. Przecież robimy wszystko, co się da.
-Musimy ją znaleźć, rozumiesz? Musimy! Nie może jej się nic stać!
Nie mogłem już tego wytrzymać. Nie mogłem się na niczym skupić. Najpierw te sms-y, a teraz... Sam już nie wiem co mam myśleć. Może ona wcale nie została porwana.. Może miała jakiś wypadek...
-Jacka coś długo nie ma-odezwał się Kamil.
Popatrzyłem na niego, a potem na zegarek. Miał rację. Jacka już dość długo nie było.
-Mieszko... sprawdź co z nim.
Pawlak bez zastanowienia wyszedł z gabinetu. Wrócił po kilkunastu minutach.
-Nie ma go-powiedział.
-Ehh to może poszedł do łazienki..-powiedziałem.
-No nie wiem. Bo... przed komendą jest... plama krwi...
Spojrzeliśmy na niego z przerażeniem. Najpierw Ola, teraz Jacek. Czy to przypadek? Wątpię. Teraz to na pewno porwanie. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
-Zadzwonię do niego-oznajmił Kowalczyk.
Jeden sygnał, drugi... i nic..
-Nie odbiera-powiedział.
Przez chwilę patrzył na mnie w skupieni. Wyraźnie nad czymś myślał.
-Ale....-zaczął-jest przecież sygnał... możemy go namierzyć.
Szybko wybiegł z pokoju Jacka.
***
-Ola... Ola...
Próbowałem do niej dotrzeć. Beata i ci mężczyźni wyszli już z pokoju, zamykając drzwi na klucz.
-Olu.. słyszysz mnie?!
Tak bardzo się o nią bałem. Była taka blada, a oczy miała czerwone i spuchnięte. Nie wiedziałem jak mam jej pomóc.
-Ola!! Proszę... Olu!
Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Moja Olusia... Nie mogłem na to patrzeć.. Co oni jej zrobili? I to jeszcze Beata! Mikołaj miał rację co do niej.
Minęło jakieś pół godziny. Ola zaczęła dziwnie rozglądać się po pokoju. Uważnie obserwowałem każdy jej ruch. Miałem wrażenie, że powoli zaczyna rozumieć, co się dzieje.
-Ola!-ponowiłem próbę rozmowy z nią.
Spojrzała na mnie. Przez chwilę się nie odzywała. Intensywnie myślała nad czymś.
-Jacek...-wyszeptała.
-Oleńko... wszystko w porządku?
-Jacek...-zaczęła cicho płakać.
-Spokojnie... Olu.. będzie dobrze..
-Beata... ona..... dlaczego?
-Oleńko uspokuj się. Nie myśl teraz o tym..
W tym momencie do pokoju weszła Beata. Spojrzeliśmy na nią. Ustała w drzwiach i uśmiechała się. Aż zaczęło się we mnie gotować... dlaczego ona to robi?
-Z czego się tak cieszysz?!-wybuchnąłem.
Popatrzyła na mnie i jeszcze bardziej zaczęła się śmiać, po czym wyszła. Po chwili wróciła w towarzystwie wysokiego bruneta. Mężczyzna podszedł do Oli. W ręku trzymał strzykawkę. Złapał Olę za rękę, a ona zaczęła się szarpać.
-Zostaw ją!!-krzyczałem, ale to nic nie pomogło.
Jednak ja się nie poddawałem. Krzyczałem coraz głośniej.
-Zamknij się!-powiedziała Beata.-To i tak nic nie da.
-Po co ty to robisz?! Co z tego będziesz miała?! Sprawia ci to przyjemność?!
-A żebyś wiedział, że sprawia-zaśmiała się.
-Jesteś zwykłą suką! Kwieciński miał rację! Ta bajeczka z gwałtem... Powinnaś się leczyć!! Jesteś nienormalna!!
No i na nic nie zdały się moje krzyki... Mężczyzna wbił strzykawkę w rękę Oli, po czym podszedł do mnie i mocno mnie uderzył. Z nosa poleciała mi krew. Beata wraz z brunetem wyszli z pokoju. Ola potrzyła na mnie z przerażeniem.
-Jacek... nic ci nie jest?-spytała troskliwym głosem.
-Nie... jest w porządku..
Prawda była jednak taka, że nie czułem się najlepiej. Wszystko mnie bolało. Ręce, żebra... Strasznie kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze.. Ale nie chciałem martwić Oli. Patrzyłem ciągle na nią. Po kilku minutach zaczęła bladnąć. Jej wzrok znowu był jakby nieprzytomny. Zacząłem do niej mówić, ale nie reagowała. Około siedmiu minut później straciła przytomność. Zacząłem krzyczeć. Bałem się, że coś jej się stanie.. Krzyczałem tak głośno, aż do pokoju znowu wszedł jakiś mężczyzna. Zaczął mnie bić... w końcu ja też straciłem przytomność.............
Usłyszałem ciepły głosik Oli:
-Jacek... Jacek... słyszysz mnie? Obudź się... proszę.. Jacek...
Powoli otworzyłem oczy. Spojrzałem na nią. W oczach miała łzy.
-Jacek... Tak się o ciebie bałam...-ciągle płakała.
-Już dobrze... uspokuj się. Wszystko będzie dobrze..
Bardzo chciałem ją teraz przytulić, ale niestety nie mogłem się nawet ruszyć.
-Długo byliśmy nieprzytomni?-zapytałem.
-Nie wiem... ja obudziłam się jakieś może... pół godziny temu..... Jacek...
-Tak?
-Jak się czujesz?
-W porządku.. Nie martw się..
-Nie wyglądasz najlepiej.
-Nie podobam ci się?-zaśmiałem się.
-Przestań.. Nie żartuj sobie.. ja mówię poważnie.
-Olu.. na prawdę jest okej.
Popatrzyła na mnie troskliwym wzrokiem. Mimo tego, przez co przechodzimy, wyglądała tak pięknie. Bardzo chciałem, żeby to wszystko się już skończyło, żebyśmy mogli być już razem... na zawsze...
Zbliżał się już wieczór, bo w pokoju powoli robiło się ciemno. W pewnej chwili usłyszeliśmy kroki. Potem naszym oczom ukazała się Beata oraz trzech mężczyzn. Jeden zapalił lampkę, więc trochę się rozjaśniło. Blondynka ustała za Olą. Do mnie podszedł wysoki mężczyzna i mocno uderzył mnie w twarz. Ola krzyknęła z przerażenia. Jeden z mężczyzn podszedł do Oli i podał jej pistolet. Potem wszyscy stanęli za nią.
-Teraz wszystko zależy od ciebie-powiedziała Beata rozpinając Oli kajdanki.-Sama możesz wybrać. Zabić siebie.. albo jego.
Spojrzeliśmy na nią ze strachem. Po chwili spojrzałem na Olę. Ona patrzyła już na mnie. W jej oczach znowu pojawiły się łzy. Powoli przyłożyła sobie pistolet do skroni. Serce mi stanęło..
-Olka!! Co ty robisz-przeraziłem się.-Ola... proszę cię...
-Zamknij się!-krzyknęła Beata.
-Olu kochanie...-mówiłem łagodnym głosem.-Ola.. Nie możesz tego zrobić.. jesteś tu potrzebna... przestań.. proszę.. przestań..
-Strzelaj! Zabij się albo jego!!
Ola zamknęła oczy. Położyła palce na spust.
-Ola!!!-krzyknąłem.
Spojrzała na mnie.
-Zabij mnie...
-Co ty mówisz?-zdziwiła się.
-Strzel do mnie.. Po co mam żyć skoro ciebie nie będzie? Wolę umrzeć.
-Przestań.. Nie mów tak..
-Ola... jesteś dla mnie wszystkim. Bez ciebie moje życie nie ma sensu.
Ola patrzyła ciągle mi w oczy.
-No nad czym tak myślisz-znowu słychać było głos Beaty.-Strzel do niego i po sprawie.
Ola spojrzała na Beatę, a potem na mnie. Uśmiechnąłem się lekko. Robiłem dobrą minę do złej gry. Ale nie mogła przecież pozwolić Oli, żeby się zabiła! Cholera jasna ja ją kocham! Nie mógłbym żyć bez niej.
Patrzyłem ciągle na Olę. Jej ręką, w której trzymała pistolet, powoli odsunęła się od głowy. Nie odrywała ode mnie wzroku.
-Strzel do niego!
Ola wymierzyła pistolet w moją stronę. Zadrżałem. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę... że za chwilę zginę z rąk Oli.. mojej kochanej Oli...
Obserwowałem jej ruchy. Gdy nacisnęła spust, zamknąłem oczy. Padł strzał....... Otworzyłem oczy i ujrzałem Olę... płakała. Bardzo płakała. Kula przeleciała tuż obok mojej głowy i uderzyła w ścianę.
-Ty suko!!-krzyknęła Beata.
Złapała Olę za włosy i mocno pociągnęła w górę tak, że Ola wstała. Popchnęła ją na ścianę. Ola osunęła się na ziemię. Nagle usłyszeliśmy huk. Do mieszkania wpadli antyterroryści. Za nimi Mikołaj i Krzysiek. Policjanci skuli Beatę i tych mężczyzn. Mikołaj podszedł do Oli, a Krzysiek do mnie. Zdjął mi z rąk kajdanki. Spojrzałem na Olę i Mikołaja. Ola spojrzała na mnie. Zapała pomógł mi wstać. Po chwili upadłem. Nie miałem siły utrzymać się na nogach. Ola nadal płakała. Chwilę później było pogotowie. Zabrali mnie i Olę do karetki. Zrobili nam badania. Po kilkunastu minutach poczułem się lepiej. Siedzieliśmy z Olą w karetce. Spojrzałem na nią.
-Jak się czujesz?-zapytałem.
-W porządku... A ty?
Uśmiechnąłem się do niej.
-Ola....
-Jacek.. przepraszam..
-Za co ty mnie przepraszasz? Przecież to nie twoja wina..
-Za wszystko cię przepraszam. Jacek... uratowałeś mi życie.. gdyby nie ty to... pewnie bym... bym się zabiła..
-Olu... jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś ci sie stało.
-Kocham cię...-szepnęła.
Przysunęła się do mnie. Delikatnie dokonąłem ustami do jej ust. Zaczęliśmy się całować. Po pewnym czasie usłyszeliśmy głos... Wysockiego.
-Ola... nic ci nie jest-powiedział podchodząc do karetki.
Zaniemówił gdy nas zobaczył.
-Wszystko jest okej-uśmiechnęła się i przytuliła do mnie.
Objąłem ją ramieniem. Po chwili zjawił się też Mikołaj. Popatrzył na nas, ale nic nie powiedział. Mężczyźni patrzyli ciągle na nas, a my uśmiechaliśmy się do siebie. Nim minęły dwie minuty, podszedł do nas lekarz pogotowia.
-Zabieramy panią do szpitala-powiedział patrząc na Olę.
-Ale.. po co?-zdziwiła się.-Ja się dobrze czuję.
-Nooo jest pani w ciąży.. musimy sprawdzić czy z dzieckiem jest wszystko w porządku.
-Ale jak to w ciąży...-popatrzyła na lekarza zdziwionym wzrokiem. Potem spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła. Ja uśmiechnąłem się do niej.
Wysocki i Białach popatrzyli na siebie. Komendant chyba doznał szoku.... dziwnie wyglądał. Karetka zabrała Olę do szpitala. Ola chciała żebym z nią pojechał, dlatego lekarz się zgodził. Czekałem pod salą przez jakieś pół godziny. Zjawił się tam również jej ojciec. W końcu wyszedł lekarz i pozwolił, a nawet kazał mi wejść do Oli. Niepewnie wszedłem do sali. Ola leżała na łóżku i płakała. Podszedłem bliżej. Usiadłem obok i mocno ją przytuliłem.
-Oleńko... co się stało?
-Jacek... ja...-płakała coraz bardziej.
-Spokojnie... co jest?
-Dziecko... ono... ono nie żyje...
-Ciii już dobrze.. skarbie... wszystko będzie dobrze...
-Ja.. tak bardzo chciałam mieć dziecko...
-Oleńko... jeszcze wszystko przed tobą. Jeszcze będziesz miała dzieci..-powiedziałem niepwnie. Miałem nadzieję, że lekarz nie stwierdził, że Ola nie będzie mogła mieć już dzieci.
-Jacek... Ale ja chce... chcę mieć dziecko z tobą...
Uśmiechnąłem się lekko.
-Olu... kochanie moje..
Otarłem jej łzy i zacząłem ją namiętnie całować. Po chwili Ola odsunęła się ode mnie. Spojrzała mi w oczy, a potem się uśmiechnęła. Wtuliła się w moją klatkę piersiową, a ja objąłem ją ramieniem.
No wiec gratulacje wielkie dla Żabki :D opowiadanie Boskie Ale za takie skończenie do cie chyba udusze. W takim momencie skonczyc?
OdpowiedzUsuńGłos oddaje na Żabke :D
A co do opowiadania Blogerki również świetne ale nie pasuje mi zwiazek Emilki i Jacka :D
Alicja
Ja też oddaję głos na opowiadanie Żabki :)
OdpowiedzUsuńczy zrobić oceny w formie procentów ? na boku strony tak jak było to u ciebie Alicja ? liczę na odpowiedż
OdpowiedzUsuńMój głos oddaje na żabke:)
OdpowiedzUsuń